MÓJ LUX
Mieszaniec. Przybłęda.
Mój anioł stróż. Wymarzony.
Trochę wilczur. Trochę bernardyn.
Trochę kundel. Wyrośnięty ponad miarę.
Jedno ucho sterczące. Drugie oklapnięte.
Łaciaty pysk grzbiet i brzuch. Brązowe łapy.
Krótka sierść. Ogon biały. Owłosiony. Zakręcony.
Oczydła w brązowych obwolutach.
Nos czarny. Wachlujący.
Między nosem i oczami psi ryj. Wilcze kły.
Czarne wargi – papy. Wąsiska.
Przyjazne. Łaskotliwe.
Jęzor niebezpieczny. Mokra łopata.
Przybiegł do mnie nad brzeżańskim stawem.
Mama miała swojego psa Azora.
Brat niemieckiego owczarka,
A ja byłem samotny Nieszczęśliwy.
Marzyłem o psie.
Gęsiory bezkarnie mnie podgryzały
Nie miałem obrońcy. A Brat miał Kardasza.
Najważniejszy. Panisko na obejściu. Z Bratem partnerzy.
Znikali z domu na zabawy w wojsko i kiczki.
Razem wędkowali. biwakowali.
Objadali się rybami pieczonymi na ognisku,
podkradanymi ze stawu. Mnie traktowali jak powietrze.
Nie dopuszczali do wspólnych wypraw.
Walczyłem o swoje łzami i wrzaskami. Na nic.
Wilczur rozstrzygał konflikty. Podchodził majestatycznie.
Popychał pyskiem w klatkę piersiową. Przewracałem się.
Dobry pies…! Brat obejmował wilczura za szyję. Znikali.
Byłem sam. Marzyłem o psie. Najukochańszym.
Jak Azor dla Mamy. Jak wilczur dla Brata.
Tak samo miał popychać I przewracać Brata.
Jak wilczur mnie. Byłem nieszczęśliwy. Samotny.
Marzenia spełnione. Miałem psa.
Przybiegł do mnie nad brzeżańskim stawem.
Modlitwy zakończone.
Wychodzimy przed kościół.
Przy portalu wejściowym oczekuje koń,
zaprzężony w wózkową karetę.
Wyraźnie zniecierpliwiony.
Na wózku wytargowane bogactwa. Wsiadam.
Mama idzie przodem. Wyjeżdżamy z farnej posesji.
Zadziwienie gawiedzi i rówieśników.
Wracamy do domu.
Gęsiory podkradają się podstępnie.
Sycząc dla otuchy. Gotowe uszczypnąć.
Luks szczerze kły. Groźnie warczy.
Gęsiory tracą animusz. Zawracają.
Jestem kimś.
A. T
AUTOR A.T.
Zdjęcia z moich zbiorów
na zdjęciach Lux, a może Azor, ?
a może Kardasz ? a może Bryś ?
a może po trosze każdy z nich ???
I NASZE DZIECIŃSTWO ...
Malina M
Pamiętam z mojego dzieciństwa naszego Moruska..Dziadzio jechał z młyna późno,burza..pioruny i w błyskach zauważył psa jak leciał obok ..Duży ciemny las..psina głodna przemoknięta..Dziadzio zatrzymał konia , pieska zawołał ..o dziwo tylko na to czekał.Wtulil się pod płaszcz i dojechali do domu już razem .A my kochaliśmy Morusa ..był mądrym oddanym psem..Dlugie lata żył przy nas..Śmierć przyszła zza płotów sąsiada.Spuszczone psy zaatakowały naszego .Nie miał siły się bronić...Bardzo było nam żal..pustka..tęsknota..Wspomnienia pozostały na zawsze.Pozdrawiam serdecznie.Danka.
OdpowiedzUsuńWDZIĘCZNOŚĆ PSA, PAPUGI, KOTA
OdpowiedzUsuńBEZKRESNĄ RADOŚCIĄ.
A. T
DLA MNIE KAŻDY KOMENTARZ RADOŚCIĄ ...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Serdecznie::)
OdpowiedzUsuńCudne wspomnienia. Zawsze marzyłam o psie i nigdy go nie miałam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Takie mieszańce są najmądrzejsze.
OdpowiedzUsuńE.
DZIESIĄTEGO LUTEGO 1940 ROKU
OdpowiedzUsuńAZOR, KARDASZ, LUKS ZAMORDOWANI
PRZEZ BOLSZEWICKICH OPRAWCÓW.
BRONILI LUDZKIE SZCZENIE PRZED
DEPORTACJĄ NA SYBIR.
APEL
POLEGŁYCH PSÓW
Psy.
Obrońcy.
Nie postawiono pomników.
Modłów dziękczynnych nie odprawiono.
W poczet świętych nie powołano.
Psy.
Ogłaszam apel poległych psów.
Azor !?
Poległ na polu chwały !
Kardasz !?
Poległ na polu chwały !
Luks !?
Poległ na polu chwały !
Nie biją werble.
Armatnie salwy nie rozdzierają nieba.
Pamięć,
WARTĄ HONOROWĄ.
A. T