niedziela, 8 listopada 2015

PAMIĘĆ O JANIE




GŁÓD

Jan Kogut zmarł z głodu.
Deportowany na Sybir. Miał majątek w Zamostach,
tuż przy grobli w Brzeżanach.
Wywieziony wraz z żoną, młodą kobietą,
z dzieckiem urodzonym w drodze na Sybir.
Bezbronny wobec przemocy. Oprawcy wpadli
do domu. Kazali się zbierać.
Był przerażony. Ubrał żonę. Siebie.
Nie wiedział jakie rzeczy brać ze sobą.
Zawinął do koca figurkę Świętej Panienki.
Gipsowa. Półmetrowa. Rozmalowana.
Złożone do modlitwy ręce.
Takie figurki widujemy w kościołach i na odpustach.
Jechali z nami w jednym wagonie. Dzielili ten
sam los. Przemarzł. Kaszlał. Wygnańcy współczuli.
Dali jakieś ciepłe rzeczy do okrycia, ubrania.
Dzielili się żywnością. Miał Świętą Panienkę.
Jedyny znak chrześcijańskiego kultu. Szanowali.
Miał odwagę przemycić Matkę Boską.
Oprawcy zabraniali mieć krzyżyki. Biblie. Śpiewniki.
Posiadaczy tych rzeczy wyprowadzali z wagonu.
Nie wracali. W Janczer Pan Kogut nie stawił się
do wyrębu lasu. Miał sześćdziesiąt pięć lat.
Stary. Chory. Oprawcy uznali, że symuluje.
Nie dostał żywnościowych racji. Jego żona też
bez przydziału żywności. „Kto nie rabotajet
tot nie jest”. Hasło bolszewików.
Oprawcy litościwi. Przyznali prowiant dziecku.
Kubek zupy z dietskiego sada. Pół litra dziennie.
Każdego ranka Kogutowa przybiegała do przedszkola
z garnuszkiem. Kucharka nalewała pół litra zupy.
Gorącej. Pachnącej. Kogutowa zwierzęco głodna.
Biegła do domu. Upijała łyczek. Póżniej drugi.
Póżniej trzeci. Resztę zostawiała dziecku.
Skazańcy widzieli. Współczuli.
Wszyscy byli głodni, ale nie tak. Litowali się.
Znosili do ich domu mizerne kawałeczki chleba.
Trochę kaszy jaglanej. Kogutowa rozpaczała.
Zima. Przyszedł do naszego mieszkania.
Przyniósł w zawiniątku Madonnę. Postawił na stole.
Odwinął okrycie. Bolejąca Madonna na stole.
Zatopiona w modlitwie.
Mama postawiła przed starym
schorowanym człowiekiem miskę z kaszą jaglaną.
Porcja na pięć osób. Nasz dzienny przydział.
Miska stała przed Panem Kogutem.
Był głodny. Bardzo głodny.
Wziął łyżkę wyciosaną z drzewa i podzielił kaszę
na sześć części. Swoją mizerną działkę zjadł.
Odsunął miskę. Na nic namowy, ażeby zjadł
całą kaszę. Dostał kawałeczek chleba i herbatę.
Bez cukru. Nawar z liści jagodowych.
Nie znaliśmy cukru. Chleb zjadł. Herbatę wypił.
Ogrzał się. Odpoczywał. Burżujka rozpalona
do czerwoności. Pan Kogut rozgrzewał nogi,
wyciągnięte tuż przy piecyku, owinięte szmatami.
Kawałki gumy zamiast butów. Z opony samochodowej,
przewiązane sznurkami. Ojciec wyciągnął
spod pryczy swoje buty. Proszę ubrać.
Miał zapasowe. łapcie.
Pan Kogut rozgrzewał nogi. Milczał.
Myślami w Brzeżanach. Synowie. Córki. Żona.
Rodzinny dom. Łany pszenicy. Staw. Śłońce
Rozmowy jaskółek.
Mama rozwiązała sznurki. Zdjęła gumowe
korytka. Szmaty. Owinęła stopy onucami.
Naciągnęła buty. Pan Kogut milczał.
rozgrzewał nogi.
Na odchodnym powiedział :
„Za waszą łaskę chcę wam podarować Madonnę”
Milczenie.
Na stole Madonna zatopiona w modlitwie.
Przed nami chory, głodny człowiek.
W jego domu głodne małe dziecko. Zrozpaczona żona.
Bez nadziei. Bez ratunku.
Na stole kawałek chleba z naszego
dziennego przydziału. Też jesteśmy głodni, ale mniej.
Mama zawinęła madonnę wraz z kawałkiem chleba.
Włożyła w ręce Pana Koguta. Powiedziała :
„Prosimy przychodzić do nas zawsze. codziennie.
będziemy czekali”. Zanosiła do ich domu
trochę chleba. Trochę kaszy.
Pan Kogut umierał.
Madonna na stoliku obok.
Zatopiona w modlitwie. Ręce zwarte w bólu.
Wygnańcy obok. Nieprzytomny. Głowa na poduszce.
Ktoś litościwy przyniósl. Ręce na kocu.
Czegoś szukają.
Zatrzymały się. Odnalazły chleb,
Tego chleba tu nie ma.
Wkłada do ust.
Przeżuwa chleb.
Tego chleba tu nie ma.
Zacicha. Ręce opadają. Odszedł.
Madonna obok. Zatopiona w modlitwie.
Mama zamknęła oczy męczennika.
Kobiety umyły zesłańca. Złożyły do trumny.
Ich twarze ?!
Staruszki. Wycieńczone głodem.
Pracą ponad siły. W łachmanach.
W porywie serca przyniosły resztki odzieży.
Ktoś koszulę. Ktoś spodnie. Ktoś inną część bielizny.
Przechodzone. Załatane. Czyste. Ostatni dar.
Ubrały. Stałem obok Mamy. Dziecku osiem lat.
Świadek męczeństwa. Kurza ślepota. Szkorbut.
Ręce. Nogi w strupach. To komary. Meszki.
Żywcem zżerają do póżnej jesieni.
Zima - wytchnieniem.
Dziecko głodne. W łachmanach. Przeżyje. Wróci.
Opowie.
Trumna z sosnowych surowych desek.
Pachną żywicą. W rękach krzyżyk wyciosany
z brzozowej gałęzi. Rozświetlony bielą.
Zaciśnięte palce.
Spoczął na prawosławnym cmentarzu w tajdze.
Madonna.
Dziecko. Żona Pana Jana Koguta
Zatraceni w tajgowym bezkresie.

A. T


  
AUTOR A.T.


* Zdjęcie z moich zbiorów
taka moja fotograficzna etiuda
światło, cień i kolor ... życia