piątek, 31 lipca 2015

DZIEWCZYNY Z ELDORADO


WSPOMNIENIA 

W każdej byłem trochę zakochany.
Fotografie.
Wpatruję się w twarze dziewcząt.
Każda inna. każda piękna.
A która najpiękniejsza ?
Nie odgadnę.
Który kwiat na łące jest piękniejszy od innego ?
Nie odgadnę.
Wtopione w zieleń trawy.
Błękit nieba. Blask słońca.
W śpiew ptaków. W powiew wiatru.
Są pięknem świata.


*
DZIEWCZYNY Z ELDORADO
ZOSIEŃKA 

Minęło wiele lat. Bardzo wiele.
Któregoś wieczoru zadzwoniła Zosieńka.
Będę w tamtych stronach, rzekła.
Spotkajmy się.
Tamto miasteczko.
Znów jesteśmy razem.
Zosia. Staszek, Irena i ja.
Nie ma Jasia. Odszedł. Na zawsze.
W Eldorado Zosieńka była naszym kompanem.
Czwartym z muszkieterów.
Rozgadana. Roześmiana. Długi warkocz.
Niepojęte.
Nie podkochiwaliśmy się w tej Dziewczynie.
Nie kocha się wiatru. On jest.
Nie kocha się wody i powietrza. One są.
Nie kocha się ziemi. Ona jest.
Stąpa się po niej.
Zosieńka bez warkocza. Obcięła na studiach.
Wciąż te same oczy roześmiane. Rozgadana.
W dole miasteczko.
Wieże kościoła farnego. Słońce. Lato.
To już nie jest nasze Eldorado.
Przeminęło.
Miasto zamarło. Kąpielisko zrównane z ziemią.
Wpatruję się w twarz Zosieńki.
Słucham jej opowieści.
Wciąż widzę tamtą Dziewczynę.
Dziewczynę z Eldorado. Z warkoczem.
Stałem obok.
„Czegoś jest żal…” Powiedziała.
Tęskniła za Eldorado.
Ostatniego lata była sama w tamtych stronach.
Zadzwoniła.
„Brakowało ciebie...” rzekła ze smutkiem.
Czekałem na te słowa. Są słowa, na które czekamy.
Też wracam samotnie w tamte strony.
W tamte czasy. Tęsknię za Eldorado.
Mijam swój dawny dom, przejazd kolejowy.
Tam mieszkałem bardzo dawno.
Ten przejazd pamięta Zosieńkę.
Każdego ranka grzmiał łoskotem kół parowozu.
Zgrzyt hamulców. Metaliczny pisk.
Parowóz zapiera się o szyny. Iskrzy. Zwalnia.
Wagony napierają. Gotowe stanąć dęba.
Ryk syreny wbija się w niebo.
Dalej skręt w lewo. Stacja Miasto Zdrój.
Miarowy stukot kół ucicha w dali.
Opuszczone szlabany wyłaniają się
z kłębów dymu i pary.
W porannym słońcu lśnią bielą i czerwienią.
I... dziewczyna.
Oparta o rower.
Wiatr rozwiewa warkocz. Roześmiana.
N a ro d z i n y w e n u s.
Za rok lub dwa matura.
Uzyska tytuł lekarza medycyny.
Zostanie ginekologiem.
Dumny jestem z tamtej Dziewczyny.
Pozostała w Eldorado.

AUTOR A.T.



 
*
DZIEWCZYNY Z ELDORADO
HANECZKA 

Eldorado przeminęło.
Pozostała tęsknota za tamtym czasem,
za tamtymi dziewczynami.
Haneczka Kociuba.
Kolejne moje zauroczenie.
Tym razem byłem onieśmielony.
Wysłałem Piotra w swaty.
Prosiłem go o pośrednictwo.
Miał też przekazać, że jest piękna.
Zgodził się z entuzjazmem.
Przekazał...
Obserwowałem ich z daleka.
Pokładali się ze śmiechu...
Czułem, że ten zbój nie to przekazał.
Hanka omijała mnie z daleka.
Oczy raziły piorunami !
Przekazał:
„ Wiesz... Haniu ! A... Tomek powiada,
że masz krzywe nogi i zeza...”
Obelga !
Takich słów dziewczyny nie przebaczają.
Hanka pewnie nie raz oglądała swoje nogi.
Nie dopatrzyła się ich krzywizny.
Nie dopatrzyła się też zeza.
Ale zerkała na mnie podejrzliwie.
Nie była pewna, czy nie zauważę w jej figurze
innych wad.
Po kilku dniach Piotr wyraził skruchę.
Hanka zaśmiewała się do łez.
Spoglądała jednak podejrzliwie.

AUTOR A.T.





*
DZIEWCZYNY Z ELDORADO
JOASIA 

Nie ma już dawnych szlabanów.
Na pustym przejeździe stalowe szyny
powlekła rdza.
A my wciąż samotnie powracamy
w tamte strony. W tamte czasy.

Joasia.
Przelotna szkolna miłość.
Wzajemna fascynacja.
Błąkaliśmy się po okolicznych
polnych drogach. Byliśmy szczęśliwi.
Po wielu latach odnalazłem tamte
polne drogi. Zarosły.
Minąłem spaloną stodołę i sad.
Resztki drzew. Pola. Łany zbóż.
W niebie zawisł skowronek.
Śpiewa ukryty w słońcu.
Wiatr. Tamten wiatr. Odnalazł mnię.
Szumi w zbożu.
Przygina kłosy pszenicy do ziemi.
Na chwilę ucichł. Zamyślił się.
O czym myśli ? Kogo wspomina ?
Dziewczynę w niebieskiej sukience w białe groszki.
Krucze włosy opadają na szyję.
Mienią się w słońcu.
I maki.
Dziewczyna zapatrzyła się na maki.
W zbożu zawsze rosną maki.
Dziewczyny i maki pozostały w Eldorado.
Tęsknię za nimi.
Wciąż tam są.
W Eldorado kwitły maki.

Tęsknimy. Czegoś jest żal.
Nasze powroty to pożegnania.
Na polnych drogach.
Na bruku tamtego miasteczka szukamy
śladów dziewcząt i chłopców,
z którymi dorastaliśmy,
sposobiąc się do startu w życie.
W przebrzmiałym gwarze szkolnych sal
szukamy siebie, obok innych.
Bliskich nam dziewcząt i chłopców.
Ale nas i ich już tam nie ma.
Eldorado przeminęło.
Tego jest żal.
Wracamy samotnie w tamte strony.
Z ułomnej pamięci,
z bezkresu zapomnianych
zdawałoby się chwil. Zdarzeń. Przeżyć.
Wyłania się tamten świat.
Nasze Eldorado.
Miasteczko na brzegu rzeki Białej.

AUTOR A.T.





*
DZIEWCZYNY Z ELDORADO
JANECZKA

Dziewczyna z chłopskiej rodziny.
Deportowana na sybir.
Dawne czasy. Bal maturalny.
Tańczymy. Gra orkiestra.
Ubrana w granatową spódniczkę,
kolorową bluzeczkę. Piękna.
Cudownie piękna. Kotyliony. Bufet.
Rysio wodzirejem. Para na prawo.
Para na lewo. Polonez.
Gra orkiestra. Bal.
Pod sklepieniem auli kula z lusterkami.
Obraca się. Odbija promienie reflektora.
Mienią się tęczą. Gra orkiestra. Bal kotylionowy.
Blaski światła padają na twarz Janeczki.
Jest szczęśliwa.
Na bluzeczce kotylion z numerem.
Na moim ten sam.
Wylosowaliśmy te same numery.
Tańczymy razem.
Grzmi orkiestra. Zagłusza głosy rozmów.
Gwar, śmiech. Para na prawo. Para na lewo.
Bal.
Pod ścianą grono pedagogiczne. Bacznie śledzi,
ażeby nie było nadmiernych przytulań.
Tańczymy na odległość.
Janina !
Obok Pani Wychowawczyni.
Dlaczego nie jesteś w białej bluzce ?
Idź do domu ! Przebierz się ! Pobiegła.
Od liceum do domu dziewczynki
parę kilometrów. Biegła.
Minęła kościołek gimnazjalny.
Rynek z rozdartą lipą. Pocztę.
Dalej ulicą Kościuszki na obrzeże miasta.
Tam jej dom. Pośpiesznie zmieniła bluzeczkę.
Wracała.
Biegła. Wciąż biegła.
Chłopskie dziewczynki są wytrzymałe.
Śpieszyła się na bal. Była zmęczona.
Wiatr osuszał łzy.
W kolorowej bluzeczce też była piękna.
Najpiękniejsza na świecie.
Pewnie wymarzyła sobie jej kolor i krój.
Chłopskie dziewczynki są wytrzymałe.
Wciąż w życiu biegną. wciąż się śpieszą.
Ledwie podrosną doją krowy.
Później wyrzucają gnój. Później ładują
snopy na wóz. Nie mają czasu na sen,
na naukę.
Chłopskie dziewczynki są wytrzymałe.
pomagają swoim Mamom,
bo to też są Dziewczynki. Tylko starsze
i zawsze zmęczone.
Chłopskie dziewczynki z eldorado.
Odnalazłem dom. Stalowa furtka.
Druciany płot. Za furtką ganek, schody i pies.
Leży na murku. Pilnuje domu. Przybiegł drugi.
Kwiaty. Kaskady kwiatów przed domem.
Czerwień i biel. Błękit kwiatów i nieba.
Słońce. Zamknięte okna. Dzwonek przy drzwiach.
Na ganku pies. Bezruch.
A kogo pan szuka ?
Odezwał się głos sąsiada z domu naprzeciw.
Wychylił się z okna. Bacznie obserwuje obcego.
Szukam panią Janinę. Odparłem.
Koleżankę ze szkoły. A...
Pewnie poszła do kościoła. Niech pan dzwoni.
Może ktoś tam jest. Otworzyłem furtkę.
Jeden pies leżał na murku i groźnie na
mnie patrzył. Drugi zamachał ogonem.
Stanąłem na stopniu. Pies na murku
podniósł się, Zawarczał. Groźnie szczeknął.
Tylko, że tego szczekania ledwie było słychać.
Był malutki. Podobny do wiewiórki,
Ale ogon miał jak pies. Sierść jak ptasie piórka.
Na pyszczku wąsy i kosmyki sierści.
Podałem rękę. „Ugryź, ugryź dla zdrowia...” Zachęcałem.
Jeszcze raz szczeknął i zawstydził się.
Pogłaskałem pod szyjką.
Psy bardzo lubią głaskanie pod szyjką.
Najbardziej jednak to po brzuszku.
Głaskałem pieska po brzuszku,
leżał na plecach. Podwinięte łapki.
Był wniebowzięty.
Drugą ręką przytrzymywałem,
ażeby nie spadł z murku.
To Centuś !
Centuś...
Odwróciłem się. To była ona.
Janeczka !
Opromieniona słońcem.
Zaprosiła do środka. Schludnie, przytulnie.
Schody na piętro. wiszą myśliwskie trofea.
Tam mieszka syn. Rzekła. Jest leśniczym.
Zaparzyła kawę. Usiedliśmy w kuchni.
Centuś położył się u stóp gospodyni.
Za oknem tamto miasteczko.
Zapatrzyłem się w tamtą dal.
Mówiła o przeżytych latach.
Zdała maturę. Wybierała się na studia.
Marzyła o prawniczych.
Ten sam zaśpiew kresowy w mowie.
Pamiętam ten zaśpiew.
A dlaczego Centuś ? Zapytałem.
Syn kiedyś przyniósł szczeniaczka.
Zapłacił dolara. Podobno rasowy.
Nazwijmy pieska: „Dolar”. Zaproponował.
A jakiż to dolar. Zaoponowałam.
To ledwie centuś. I tak zostało. Centuś.
Pies wpatrywał się w oczy gospodyni.
Razem ze mną słuchał jej opowieści.
Zapach kawy. Czasami machał ogonkiem.
Był podobny do wiewiórki.
Za oknem tamto miasteczko
i bezkres nieba. 

AUTOR A.T.



AUTOR A.T.


* Zdjęcia pochodzą z moich rodzinnych zbiorów
i są tylko ilustracją do wierszy.