WSPOMNIENIA
W każdej byłem trochę zakochany.
Fotografie.
Wpatruję się w twarze dziewcząt.
Każda inna. każda piękna.
A która najpiękniejsza ?
Nie odgadnę.
Który kwiat na łące jest piękniejszy od innego ?
Nie odgadnę.
Wtopione w zieleń trawy.
Błękit nieba. Blask słońca.
W śpiew ptaków. W powiew wiatru.
Są pięknem świata.
*
DZIEWCZYNY Z ELDORADO
ZOSIEŃKA
Minęło wiele lat. Bardzo wiele.
Któregoś wieczoru zadzwoniła Zosieńka.
Będę w tamtych stronach, rzekła.
Spotkajmy się.
Tamto miasteczko.
Znów jesteśmy razem.
Zosia. Staszek, Irena i ja.
Nie ma Jasia. Odszedł. Na zawsze.
W Eldorado Zosieńka była naszym kompanem.
Czwartym z muszkieterów.
Rozgadana. Roześmiana. Długi warkocz.
Niepojęte.
Nie podkochiwaliśmy się w tej Dziewczynie.
Nie kocha się wiatru. On jest.
Nie kocha się wody i powietrza. One są.
Nie kocha się ziemi. Ona jest.
Stąpa się po niej.
Zosieńka bez warkocza. Obcięła na studiach.
Wciąż te same oczy roześmiane. Rozgadana.
W dole miasteczko.
Wieże kościoła farnego. Słońce. Lato.
To już nie jest nasze Eldorado.
Przeminęło.
Miasto zamarło. Kąpielisko zrównane z ziemią.
Wpatruję się w twarz Zosieńki.
Słucham jej opowieści.
Wciąż widzę tamtą Dziewczynę.
Dziewczynę z Eldorado. Z warkoczem.
Stałem obok.
„Czegoś jest żal…” Powiedziała.
Tęskniła za Eldorado.
Ostatniego lata była sama w tamtych stronach.
Zadzwoniła.
„Brakowało ciebie...” rzekła ze smutkiem.
Czekałem na te słowa. Są słowa, na które czekamy.
Też wracam samotnie w tamte strony.
W tamte czasy. Tęsknię za Eldorado.
Mijam swój dawny dom, przejazd kolejowy.
Tam mieszkałem bardzo dawno.
Ten przejazd pamięta Zosieńkę.
Każdego ranka grzmiał łoskotem kół parowozu.
Zgrzyt hamulców. Metaliczny pisk.
Parowóz zapiera się o szyny. Iskrzy. Zwalnia.
Wagony napierają. Gotowe stanąć dęba.
Ryk syreny wbija się w niebo.
Dalej skręt w lewo. Stacja Miasto Zdrój.
Miarowy stukot kół ucicha w dali.
Opuszczone szlabany wyłaniają się
z kłębów dymu i pary.
W porannym słońcu lśnią bielą i czerwienią.
I... dziewczyna.
Oparta o rower.
Wiatr rozwiewa warkocz. Roześmiana.
N a ro d z i n y w e n u s.
Za rok lub dwa matura.
Uzyska tytuł lekarza medycyny.
Zostanie ginekologiem.
Dumny jestem z tamtej Dziewczyny.
Pozostała w Eldorado.
*
DZIEWCZYNY Z ELDORADO
HANECZKA
Eldorado przeminęło.
Pozostała tęsknota za tamtym czasem,
za tamtymi dziewczynami.
Haneczka Kociuba.
Kolejne moje zauroczenie.
Tym razem byłem onieśmielony.
Wysłałem Piotra w swaty.
Prosiłem go o pośrednictwo.
Miał też przekazać, że jest piękna.
Zgodził się z entuzjazmem.
Przekazał...
Obserwowałem ich z daleka.
Pokładali się ze śmiechu...
Czułem, że ten zbój nie to przekazał.
Hanka omijała mnie z daleka.
Oczy raziły piorunami !
Przekazał:
„ Wiesz... Haniu ! A... Tomek powiada,
że masz krzywe nogi i zeza...”
Obelga !
Takich słów dziewczyny nie przebaczają.
Hanka pewnie nie raz oglądała swoje nogi.
Nie dopatrzyła się ich krzywizny.
Nie dopatrzyła się też zeza.
Ale zerkała na mnie podejrzliwie.
Nie była pewna, czy nie zauważę w jej figurze
innych wad.
Po kilku dniach Piotr wyraził skruchę.
Hanka zaśmiewała się do łez.
Spoglądała jednak podejrzliwie.
DZIEWCZYNY Z ELDORADO
JOASIA
Nie ma już dawnych szlabanów.
Na pustym przejeździe stalowe szyny
powlekła rdza.
A my wciąż samotnie powracamy
w tamte strony. W tamte czasy.
Joasia.
Przelotna szkolna miłość.
Wzajemna fascynacja.
Błąkaliśmy się po okolicznych
polnych drogach. Byliśmy szczęśliwi.
Po wielu latach odnalazłem tamte
polne drogi. Zarosły.
Minąłem spaloną stodołę i sad.
Resztki drzew. Pola. Łany zbóż.
W niebie zawisł skowronek.
Śpiewa ukryty w słońcu.
Wiatr. Tamten wiatr. Odnalazł mnię.
Szumi w zbożu.
Przygina kłosy pszenicy do ziemi.
Na chwilę ucichł. Zamyślił się.
O czym myśli ? Kogo wspomina ?
Dziewczynę w niebieskiej sukience w białe groszki.
Krucze włosy opadają na szyję.
Mienią się w słońcu.
I maki.
Dziewczyna zapatrzyła się na maki.
W zbożu zawsze rosną maki.
Dziewczyny i maki pozostały w Eldorado.
Tęsknię za nimi.
Wciąż tam są.
W Eldorado kwitły maki.
Tęsknimy. Czegoś jest żal.
Nasze powroty to pożegnania.
Na polnych drogach.
Na bruku tamtego miasteczka szukamy
śladów dziewcząt i chłopców,
z którymi dorastaliśmy,
sposobiąc się do startu w życie.
W przebrzmiałym gwarze szkolnych sal
szukamy siebie, obok innych.
Bliskich nam dziewcząt i chłopców.
Ale nas i ich już tam nie ma.
Eldorado przeminęło.
Tego jest żal.
Wracamy samotnie w tamte strony.
Z ułomnej pamięci,
z bezkresu zapomnianych
zdawałoby się chwil. Zdarzeń. Przeżyć.
Wyłania się tamten świat.
Nasze Eldorado.
Miasteczko na brzegu rzeki Białej.
AUTOR A.T.
Dziewczyna z chłopskiej rodziny.
Deportowana na sybir.
Dawne czasy. Bal maturalny.
Tańczymy. Gra orkiestra.
Ubrana w granatową spódniczkę,
kolorową bluzeczkę. Piękna.
Cudownie piękna. Kotyliony. Bufet.
Rysio wodzirejem. Para na prawo.
Para na lewo. Polonez.
Gra orkiestra. Bal.
Pod sklepieniem auli kula z lusterkami.
Obraca się. Odbija promienie reflektora.
Mienią się tęczą. Gra orkiestra. Bal kotylionowy.
Blaski światła padają na twarz Janeczki.
Jest szczęśliwa.
Na bluzeczce kotylion z numerem.
Na moim ten sam.
Wylosowaliśmy te same numery.
Tańczymy razem.
Grzmi orkiestra. Zagłusza głosy rozmów.
Gwar, śmiech. Para na prawo. Para na lewo.
Bal.
Pod ścianą grono pedagogiczne. Bacznie śledzi,
ażeby nie było nadmiernych przytulań.
Tańczymy na odległość.
Janina !
Obok Pani Wychowawczyni.
Dlaczego nie jesteś w białej bluzce ?
Idź do domu ! Przebierz się ! Pobiegła.
Od liceum do domu dziewczynki
parę kilometrów. Biegła.
Minęła kościołek gimnazjalny.
Rynek z rozdartą lipą. Pocztę.
Dalej ulicą Kościuszki na obrzeże miasta.
Tam jej dom. Pośpiesznie zmieniła bluzeczkę.
Wracała.
Biegła. Wciąż biegła.
Chłopskie dziewczynki są wytrzymałe.
Śpieszyła się na bal. Była zmęczona.
Wiatr osuszał łzy.
W kolorowej bluzeczce też była piękna.
Najpiękniejsza na świecie.
Pewnie wymarzyła sobie jej kolor i krój.
Chłopskie dziewczynki są wytrzymałe.
Wciąż w życiu biegną. wciąż się śpieszą.
Ledwie podrosną doją krowy.
Później wyrzucają gnój. Później ładują
snopy na wóz. Nie mają czasu na sen,
na naukę.
Chłopskie dziewczynki są wytrzymałe.
pomagają swoim Mamom,
bo to też są Dziewczynki. Tylko starsze
i zawsze zmęczone.
Chłopskie dziewczynki z eldorado.
Odnalazłem dom. Stalowa furtka.
Druciany płot. Za furtką ganek, schody i pies.
Leży na murku. Pilnuje domu. Przybiegł drugi.
Kwiaty. Kaskady kwiatów przed domem.
Czerwień i biel. Błękit kwiatów i nieba.
Słońce. Zamknięte okna. Dzwonek przy drzwiach.
Na ganku pies. Bezruch.
A kogo pan szuka ?
Odezwał się głos sąsiada z domu naprzeciw.
Wychylił się z okna. Bacznie obserwuje obcego.
Szukam panią Janinę. Odparłem.
Koleżankę ze szkoły. A...
Pewnie poszła do kościoła. Niech pan dzwoni.
Może ktoś tam jest. Otworzyłem furtkę.
Jeden pies leżał na murku i groźnie na
mnie patrzył. Drugi zamachał ogonem.
Stanąłem na stopniu. Pies na murku
podniósł się, Zawarczał. Groźnie szczeknął.
Tylko, że tego szczekania ledwie było słychać.
Był malutki. Podobny do wiewiórki,
Ale ogon miał jak pies. Sierść jak ptasie piórka.
Na pyszczku wąsy i kosmyki sierści.
Podałem rękę. „Ugryź, ugryź dla zdrowia...” Zachęcałem.
Jeszcze raz szczeknął i zawstydził się.
Pogłaskałem pod szyjką.
Psy bardzo lubią głaskanie pod szyjką.
Najbardziej jednak to po brzuszku.
Głaskałem pieska po brzuszku,
leżał na plecach. Podwinięte łapki.
Był wniebowzięty.
Drugą ręką przytrzymywałem,
ażeby nie spadł z murku.
To Centuś !
Centuś...
Odwróciłem się. To była ona.
Janeczka !
Opromieniona słońcem.
Zaprosiła do środka. Schludnie, przytulnie.
Schody na piętro. wiszą myśliwskie trofea.
Tam mieszka syn. Rzekła. Jest leśniczym.
Zaparzyła kawę. Usiedliśmy w kuchni.
Centuś położył się u stóp gospodyni.
Za oknem tamto miasteczko.
Zapatrzyłem się w tamtą dal.
Mówiła o przeżytych latach.
Zdała maturę. Wybierała się na studia.
Marzyła o prawniczych.
Ten sam zaśpiew kresowy w mowie.
Pamiętam ten zaśpiew.
A dlaczego Centuś ? Zapytałem.
Syn kiedyś przyniósł szczeniaczka.
Zapłacił dolara. Podobno rasowy.
Nazwijmy pieska: „Dolar”. Zaproponował.
A jakiż to dolar. Zaoponowałam.
To ledwie centuś. I tak zostało. Centuś.
Pies wpatrywał się w oczy gospodyni.
Razem ze mną słuchał jej opowieści.
Zapach kawy. Czasami machał ogonkiem.
Był podobny do wiewiórki.
Za oknem tamto miasteczko
i bezkres nieba.
*
DZIEWCZYNY Z ELDORADO
JANECZKA
Dziewczyna z chłopskiej rodziny.
Deportowana na sybir.
Dawne czasy. Bal maturalny.
Tańczymy. Gra orkiestra.
Ubrana w granatową spódniczkę,
kolorową bluzeczkę. Piękna.
Cudownie piękna. Kotyliony. Bufet.
Rysio wodzirejem. Para na prawo.
Para na lewo. Polonez.
Gra orkiestra. Bal.
Pod sklepieniem auli kula z lusterkami.
Obraca się. Odbija promienie reflektora.
Mienią się tęczą. Gra orkiestra. Bal kotylionowy.
Blaski światła padają na twarz Janeczki.
Jest szczęśliwa.
Na bluzeczce kotylion z numerem.
Na moim ten sam.
Wylosowaliśmy te same numery.
Tańczymy razem.
Grzmi orkiestra. Zagłusza głosy rozmów.
Gwar, śmiech. Para na prawo. Para na lewo.
Bal.
Pod ścianą grono pedagogiczne. Bacznie śledzi,
ażeby nie było nadmiernych przytulań.
Tańczymy na odległość.
Janina !
Obok Pani Wychowawczyni.
Dlaczego nie jesteś w białej bluzce ?
Idź do domu ! Przebierz się ! Pobiegła.
Od liceum do domu dziewczynki
parę kilometrów. Biegła.
Minęła kościołek gimnazjalny.
Rynek z rozdartą lipą. Pocztę.
Dalej ulicą Kościuszki na obrzeże miasta.
Tam jej dom. Pośpiesznie zmieniła bluzeczkę.
Wracała.
Biegła. Wciąż biegła.
Chłopskie dziewczynki są wytrzymałe.
Śpieszyła się na bal. Była zmęczona.
Wiatr osuszał łzy.
W kolorowej bluzeczce też była piękna.
Najpiękniejsza na świecie.
Pewnie wymarzyła sobie jej kolor i krój.
Chłopskie dziewczynki są wytrzymałe.
Wciąż w życiu biegną. wciąż się śpieszą.
Ledwie podrosną doją krowy.
Później wyrzucają gnój. Później ładują
snopy na wóz. Nie mają czasu na sen,
na naukę.
Chłopskie dziewczynki są wytrzymałe.
pomagają swoim Mamom,
bo to też są Dziewczynki. Tylko starsze
i zawsze zmęczone.
Chłopskie dziewczynki z eldorado.
Odnalazłem dom. Stalowa furtka.
Druciany płot. Za furtką ganek, schody i pies.
Leży na murku. Pilnuje domu. Przybiegł drugi.
Kwiaty. Kaskady kwiatów przed domem.
Czerwień i biel. Błękit kwiatów i nieba.
Słońce. Zamknięte okna. Dzwonek przy drzwiach.
Na ganku pies. Bezruch.
A kogo pan szuka ?
Odezwał się głos sąsiada z domu naprzeciw.
Wychylił się z okna. Bacznie obserwuje obcego.
Szukam panią Janinę. Odparłem.
Koleżankę ze szkoły. A...
Pewnie poszła do kościoła. Niech pan dzwoni.
Może ktoś tam jest. Otworzyłem furtkę.
Jeden pies leżał na murku i groźnie na
mnie patrzył. Drugi zamachał ogonem.
Stanąłem na stopniu. Pies na murku
podniósł się, Zawarczał. Groźnie szczeknął.
Tylko, że tego szczekania ledwie było słychać.
Był malutki. Podobny do wiewiórki,
Ale ogon miał jak pies. Sierść jak ptasie piórka.
Na pyszczku wąsy i kosmyki sierści.
Podałem rękę. „Ugryź, ugryź dla zdrowia...” Zachęcałem.
Jeszcze raz szczeknął i zawstydził się.
Pogłaskałem pod szyjką.
Psy bardzo lubią głaskanie pod szyjką.
Najbardziej jednak to po brzuszku.
Głaskałem pieska po brzuszku,
leżał na plecach. Podwinięte łapki.
Był wniebowzięty.
Drugą ręką przytrzymywałem,
ażeby nie spadł z murku.
To Centuś !
Centuś...
Odwróciłem się. To była ona.
Janeczka !
Opromieniona słońcem.
Zaprosiła do środka. Schludnie, przytulnie.
Schody na piętro. wiszą myśliwskie trofea.
Tam mieszka syn. Rzekła. Jest leśniczym.
Zaparzyła kawę. Usiedliśmy w kuchni.
Centuś położył się u stóp gospodyni.
Za oknem tamto miasteczko.
Zapatrzyłem się w tamtą dal.
Mówiła o przeżytych latach.
Zdała maturę. Wybierała się na studia.
Marzyła o prawniczych.
Ten sam zaśpiew kresowy w mowie.
Pamiętam ten zaśpiew.
A dlaczego Centuś ? Zapytałem.
Syn kiedyś przyniósł szczeniaczka.
Zapłacił dolara. Podobno rasowy.
Nazwijmy pieska: „Dolar”. Zaproponował.
A jakiż to dolar. Zaoponowałam.
To ledwie centuś. I tak zostało. Centuś.
Pies wpatrywał się w oczy gospodyni.
Razem ze mną słuchał jej opowieści.
Zapach kawy. Czasami machał ogonkiem.
Był podobny do wiewiórki.
Za oknem tamto miasteczko
i bezkres nieba.
AUTOR A.T.
AUTOR A.T.
* Zdjęcia pochodzą z moich rodzinnych zbiorów
i są tylko ilustracją do wierszy.
Zaczynam uzależniać się od tego bloga ;))))Jak tyle lat żyję,a już mam sporo...Tak ciekawych i uroczych słów w wierszach nie czytałam...Fajne dziewczyny;)
OdpowiedzUsuńDanuśka - ja od tych wierszy uzależniłam się już dawno ... dlatego ta strona powstała ...
Usuń----------
ŚPIEWAMY STO LAT AUTOROWI !!!
LICZNIK WEJŚĆ PRZEKROCZYŁ PIERWSZY TYSIĄC
:-)
100- lat...Sto lat.! i jeszcze wiele setek ;)
UsuńPiękne i wzruszające wspomnienia...Radosne i smutne zarazem... Brakuje adekwatnych słów, by wyrazić to, co chce powiedzieć serce... Myślę, że każda z nas odnajdzie w dziewczętach z Eldorado cząstkę siebie...
OdpowiedzUsuńPozdrowienia dla Ciebie Haniu i dla p. A.T:):) Dzięki Waszemu duetowi możemy przeżywać coś wyjątkowego:):)
a my możemy cieszyć się Waszą obecnością Bożenko ...
Usuńpodobno jedną z największych rzeczy, jakie można ofiarować drugiemu jest czas ...
jesteście i to jest piękne ...
Ten czas Haneczko to czas zadumy i refleksji, taki urlop od codzienności. Aura tego Kącika to wyciszenie serduszka, a dziś ku temu szczególna okazja :)
UsuńPozdrawiam Was dziewczyny, ukłony dla Pana A.T. i blogaskowi milion odsłonięć życzę :))
Haneczko, szczególne przytulenie ślę Twojej Mamusi, Danusi. Przesyłam Jej Slonko, Szczęście i Zdrówko. Niechaj Uśmiech rozświetla Danusi każdy dzionek. Moc całusów :))
UsuńRequiem Dziewczynom z Eldorado.
OdpowiedzUsuńZdjęcia Dziewcząt z tamtych lat.
Listy z przeszłości.
Zdjęcia Dziewcząt z tamtych lat
Pamięć.
Krople deszczu.
Rozkwitły maki.
Zapłonęły czerwienią.
Grają na strunach z promieni słońca.
Rozciągniętych na ramionach tęczy
Krople deszczu i maki.
Tańczą w duecie z wiatrem.
Wśród kłosów pszenicy,
Oczarowane uśmiechem Dziewczyny
Maki.
Uśmiech Dziewczyny.
Zaczarowane maki.
Pamięć.
Krople deszczu.
A. T
Pożegnanie Eldorado.
OdpowiedzUsuńEldorado przeminęło.
Szczęście kołysało do snu.
Przebudzenie,
Szczęście umknęło.
Odzywa się echem.
Melodią osieroconą,
Wspomnieniem zagubionym
w pamięci.
Odzywa się echem w uśmiechu,
spojrzeniu Dziewczyny,
na zdjęciach z tamtych lat.
Której ?
Z którą minęliśmy się
Śniąc w Eldorado ?
A. T
Przesyłam Panu moc z głębi serca płynących serdecznosci i pozdrowień :)
OdpowiedzUsuńPowrót z Syberji.
OdpowiedzUsuńSzkoła podstawowa. Pierwsze lekcje.
Koleżanki roześmiane. Rówieśnicy życzliwi.
Przyjaźnie.
Janek. Staszek. Konstancja. Irena.
Jola. Zosieńka. Petronela. Czesia.
Te przyjaźnie dozgonne.
Czesia mieszka w tamtym miasteczku.
Chroni pamięć o nas.
Czesia chłopską dziewczyną. Inżynier.
Pochodzi z kresów.
Salon w gospodarskim domu Czesi.
Po rodzicach. Wysokie okna.
Drewniana podłoga. Dywan wzorzysty.
Kanapa z jasną narzutą.
Siadam. Wystrzelił w górę kot.
O mało go nie przysiadłem.
Pobiegł w stronę kuchni. Mamrotał pod wąsami:
„Co za brak wychowania…! Siadać na kota…!”
Przepraszam kocico, nie zauważyłem.
Kolor kota wpisywał się w kolor narzuty.
Przyszła Petronelcia.
Czytam wspomnienia o tamtych czasach.
„Pożegnanie Eldorado”.
Na stole flaszka wina. Serniki na talerzu.
Otwarte okna. Wiatr porusza firankami.
Opowiadam o Profesorach.
Zosieńce. Janeczce. Joasi. Joli.
O innych znanych i bliskich sercu Postaciach.
Ożywają w pamięci.
Jesteśmy razem z nimi w Eldorado.
Zawsze tam będziemy.
Petronelcia.
To było każdego ranka.
Od szkoły podstawowej do matury.
Janek wbiegał do klasy wrzeszcząc wniebogłosy:
„ Petronelciu...!”
Wyłapywał Dziewczynkę... Nigdy nie dogonił...
Straszył…
Ubóstwialiśmy tę Dziewczynkę.
Zgrabna. Wysmukła. Piękna.
Maskotka klasy.
Dobroć nie ziemska.
A. T
DZIEWCZYNIE Z ELDORADO.
OdpowiedzUsuńRozdarta lipa na rynku.
Liściowe dzwonki grają.
Wiatr wygrywa symfonie.
Opowiada swoje tęsknoty.
Wciąż nadzieja. Usłyszę kroki.
Fred to ty ? Ja !
Wykrzyczę głosem zranionego ptaka.
Szlochem pękniętego serca. Skargą.
Tak długo czekałem.
Aż przeminąłem.
Mkniemy liściową melodią nad rynkiem.
Uliczką obok gimnazjum na kąpielisko.
Na górę chrobrego.
Uścisk rąk. Dotyk ust.
Napotkanym obłokom i ptakom krzyczę…!
Najpiękniejsza na świecie.
Najbardziej dziewczęca.
I skarga do Boga.
Dlaczego przeminęła.?
A. T
DZIEWCZYNY Z ELDORADO.
OdpowiedzUsuńTrzy gracje z Eldorado.
Janeczka. Zyta. Marysia. Przyjaciółki.
Kwiaty Eldorado. Dwie klasy niżej.
Cudowne Dziewczątka.
Mama Marysi przywoziła z delegacji do Warszawy
super modne ciuchy.
Kiedyś pończochy w dziwne desenie.
Marysia z Janeczką przyszły w nich do szkoły.
Ekstrawagancja na tamte czasy.
Pani Wychowawczyni dokładnie
przyjrzała się tym pończochom.
Była zgorszona …! Kazała zdjąć.
Do Marysi przyjeżdżała kuzynka Ewa.
Dla tej Ewy zjadłbym jabłko bez namowy diabła.
Ze smakiem i z pestkami.
Nie martwiłbym się wygnaniem z raju.
Z taką Ewą życie poza rajem byłoby rajem.
Tęsknię za Ewą.
spowiedniku zgrzeszyłem.
Tęsknię za Ewą. Za jabłonią w raju.
Na pokutę wyznacz dziesięć zdrowasiek.
Jeden ojczenasz.
Na wszelki wypadek, ażebym nie musiał wracać do ciebie.
Dodaj kilka psalmów.
Odmawiając pokutne modlitwy,
Wciąż będę tęsknił za Ewą.
Za jabłonią w raju.
Spowiedniku nie chcę grzeszyć.
Przemień mnie w drzewo.
Wyrosnę nad rzeką Białą.
Tam Ewę spotkałem.
Obie Nimfy pluskały się w rzece Białej.
Niedaleko od stadionu.
Łowiły ryby. Nawoływania. Śmiechy.
Zachwycające.
Biała nie była jeszcze skażona.
Wracam w tamte strony.
Wsłuchuję się w szmer rzeki.
Słyszę głosy Marysi i Ewy.
Odeszły przedwcześnie. Tęsknię za nimi.
Dziewczyny z Eldorado.
Roześmiane.
Łaskawe. Zadziorne, Prześmiewne.
Mądre.
Pozostałe w Eldorado
A. T
DZIEWCZYNIE Z ELDORADO.
OdpowiedzUsuńDaj mi jeden taniec na szkolnej zabawie.
Jedną randkę na moście.
Jeden spacer na górę Chrobrego.
Dotyk dłoni nieśmiały.
Letni koncert skowronka wysłuchany z Tobą.
Jedną tęczę na niebie. Wiele tęcz spłonęło
bez Ciebie. Wiele nocy upojnych przepadło.
Domysł serca bolesny. Domysł nie sprawdzony.
Może byłaś tą jedną jedyną.
Ale los. Jak to los. Tyle spraw miał na głowie.
Zapomniał o Tobie i o mnie.
Cicha przyjażń o zmierzchu. przyjażń spóżniona.
Kwiaty płoną czerwienią.
Wnet rozkwitną magnolie. Tuję przytniesz zieloną.
Na ławce spoczniesz zmęczona.
Zadzwoń proszę wieczorem. Pomówimy o wszystkim.
Domysł serca bolesny. Domysł nie sprawdzony.
Byłaś tą jedną jedyną, ale los. Jak to los.
Zapomniał o Tobie
i o mnie.
A. T
Ja, stary facet, mam łzy w oczach po lekturze wierszy Pana A.T, a zdarzyło to się po raz pierwszy od 7 lat /jak mam internet/. Dziękuje pięknie kresowianin.
OdpowiedzUsuńPANU es28 !
OdpowiedzUsuńSą słowa na które czekamy.
Łagodzą wspólne cierpienie.
A. T
TRZECI Z MUSZKIETERÓW.
OdpowiedzUsuńTadzio.
Spotkanie. Sześćdziesiąt lat liceum.
Wszedłem do klasy. Wszystkie roczniki razem.
O ! Tomek !
Radosny głos Petronelci.
Przy drzwiach Tadzio
Wysoki, lekko przygarbiony. Lata na twarzy.
Uśmiechnął się porozumiewająco.
W ręku fotografia. Podniósł wyżej.
Nasza klasa. Abiturienci. Zdjęcie z tamtych lat.
Klucz zaczarowany do bram Eldorado.
Spotkaliśmy się jeszcze raz.
W połowie września pod liceum.
Słońce płonęło ostatnim znojem.
Przywiózł zdjęcia. Potrzebowałem do wspomnień.
Wahał się. zwrócisz…? Zwrócę.
Na pewno zwrócę. Zwrócę więcej.
Kogo pamiętasz z tamtych lat ? Zapytałem.
Jolę. Odpowiedział.
Kochałem Ją. Szkolna miłość.
Czy wzajemna...?
Nie zapytałem…
Mieszkała na wzgórzu w domu
„Trzech Dziewcząt”. Zdolna.
Ulubiona uczennica Profesora z matematyki.
Miała dziesięć lalek. Plus jedną murzynkę.
Czy pamięta ich imiona ?
Dziewczynki bawią się lalkami. Śą szczęśliwe.
Dorastają.
Osierocają swoje lalki.
A. T
WITAJ SZKOŁO.
OdpowiedzUsuńWitaj szkoło sercem rozdygotanym.
Wiele lat, A to przecież wczoraj.
Próg klasy. Zobaczyłem siebie.
Mówię koncert jankiela.
„Wielu cymbalistów było…”
Jankiel zginął w Auschwitz,
Pan Tadeusz w powstaniu,
Ksiądz Robak pod Monte Cassino.
Wojski gra hejnał zwycięstwa pod Reichstagiem
Korytarze gotykiem wieńczone.
Aula witrażami zdobiona,
Na ścianie Bolesław Chrobry
Organy.
Piszczałki drewniane, anielskim pieniem strojone.
Pamięć niepokorna. Wciąż jesteśmy razem.
Dalekie lata szczęśliwe.
Bal maturalny. Polonez. Walc pożegnalny.
Wirujemy w tańcu tornadem radosnym.
Pamięcią rozdygotaną.
Witaj szkoło.
A. T
Wiele goracych podziekowan Poeto. Pana wspomnien dla mnie nigdy za wiele. Zazdroszcze Panu Weny, ktora nie opuszcza Pana i oby zawsze Mu towarzyszyla :)
OdpowiedzUsuńPieknie dziekuje, spokojnego wieczoru :)
W PODZIĘKOWANIU
UsuńPROFESOROWIE MEGO ŻYCIA.
A. T
PROFESOROWIE MEGO ŻYCIA.
OdpowiedzUsuńProfesor Rudolf Nałęcki
Pamięć o Nim
Spotkanie na bezdrożach losu w Eldorado.
Trwały ślad w mojej pamięci.
Nauczał łaciny i logiki. Przedmiotów trochę na uboczu
w tamtych czasach.
Wrzucał w młodzieńcze łby wiedzę
O starożytnym świecie. Tamtym języku. Poezji.
Wszczepił niepokój. Tęsknotę za tamtym światem,
pozostawionym na Forum Romanum.
Byłem tam. Profesor odszedł.
Wciąż tęsknię za tamtym światem.
Za swoim Profesorem.
Sprawdzał na lekcjach łaciny i logiki
ile urobku z Jego trudów.
Po gospodarsku, jak cepem, wymłócał
z naszej pamięci, jak ze snopów pszenicy,
spodziewany plon.
Radował się gdy Jego trud był nie płonny,
A w kłosach obfite ziarna.
Codziennie rano, szerokim krokiem,
podążał z dalekiego domu, nad rzeką Białą
do gimnazjum. Plecak przerzucony
przez ramię. Obok Krysia, jego córka,
jego księżniczka z bajki o Eldorado.
Kochał swoją Dziewczynkę i pewnie i nas, swoich uczni.
Rozszalałe stado dziewcząt i chłopców.
Zatraconych w słońcu Eldorado.
Wyrwanych ze szponów złego losu.
Surowy. Wymagający, a przecież jego serce krwawiło.
Nie wiedzieliśmy o tym.
Dziewczynka bez mamy.
Mama zamordowana przez niemieckich
faszystów w Oświęcimiu.
Pamięta. Była pilna. Zdolna.
Na grafitowych tabliczkach wypisywała litery.
Uczyła się sama. Miała sześć lat.
Faszyści wtargnęli do Jej domu.
Rewizja. Mamę zabrali. Na zawsze.
Nie wróciła.
Dziewczynka pamięta.
Życiorys
Pana Profesora Rudolfa Nałęckiego.
Urodził się
3 stycznia roku 1988 w Wiedniu.
Był synem leśniczego. Dzieciństwo spędził
w miejscowości Turka k/Sambora.
Gimnazjum ukończył w Samborze,
a studia na Uniwersytecie Lwowskim,
z filologii klasycznej i filozofii.
W latach 1911 – 1926 był profesorem
w gimnazjum lwowskim.
W latach 1918 – 1920 jako artylerzysta
w pociągu pancernym imienia Lisa – Kuli,
brał udział w obronie Lwowa.
Bohatersko walczył. Ranny.
Odznaczony Krzyżem Walecznych.
W latach 1926 – 1936 pracował w gimnazjum
męskim w Tarnowskich Górach.
Ożenił się w 1930 roku z Pania Marią
Szybowską,
Również profesorką gimnazjalną.
Aresztowana w roku 1942 przez gestapo.
Tragicznie zginęła w faszystowskim
obozie śmierci Auschwitz.
Po wybuchu II wojny światowej
mieszkał w Nowym Sączu.
Pracował w szkole handlowej,
a następnie w nadleśnictwie Stary Sącz
jako sekretarz.
W latach 1945 – 1953
był profesorem gimnazjalnym
w miasteczku nad rzeką Białą.
Odszedł w 1973 roku.
Profesor tworzył historię.
Bronił Lwowa. Krzyż Walecznych. Odznaka „Orlęta”.
Ofiara krwi.
Przysięga Pana Profesora Rudolfa Nałęckiego.
rok 1926.
„Przysięgam Panu Bogu Wszechmogącemu, że
na powierzonym mi stanowisku Urzędowem,
przyczyniać się będę w mym zakresie działania,
ze wszystkich sił, do ugruntowania wolności,
niepodległości i potęgi. Rzeczypospolitej Polskiej,
której zawsze wiernie służyć będę,
a wszystkich Obywateli Kraju w równem mając.
Zachowaniu przepisów prawa strzec będę pilnie.
Obowiązki mego urzędu spełniać gorliwie i sumiennie.
Polecenia mych przełożonych wykonywać dokładnie.
A tajemnicy urzędowej dochowam.
ak mi Panie Boże dopomóż !
Przysięgę służbową złożyłem,
co stwierdzam własnoręcznym podpisem.
podpis: Rudolf Nałęcki.
Przysięgę odebrałem: Podpis Dyrektora.
Podpisy dwóch świadków.
W Tarnowskich Górach dnia 18 września 1926 r.
PRZYSIĘGI DOCHOWAŁ.
ŚWIADKAMI JEGO UCZNIOWIE.
PAMIĘĆ.
A. T
PROFESOROWIE MEGO ŻYCIA.
OdpowiedzUsuńPierwsi maturzyści roku szkolnego 1945/46
naukę języka polskiego pobierali u Pani Profesor
Heleny Małeckiej. Pamięć o Niej odeszła wraz z Nimi.
Na cmentarzu w Miasteczku nad rzeką Białą
Jej miejsce spoczynku,
Niezasłużenie zapomniane.
Języka polskiego też uczyła mnie Pani Profesor
Małecka. Wiecznie zatabaczona. Paliła skręty.
Z kieszeni marynarki wydobywała machorkę.
Do zgiętej wpół bibułki wsypywała szczyptę.
Zwijała. Z lubością oblizywała skręt.
Dla szczelności. Zapalała.
Z rozkoszą zaciągała się. Słup dymu unosił się nad Nią.
Szczypało w oczy.
Machorkę preparowała sama.
Była z tego dumna. w zimowe i deszczowe dnie
paliła na korytarzu. Tak było w szkole podstawowej.
w gimnazjum i liceum.
W ciepłe dnie i latem paliła na dworze.
Trzymałem się z daleka, kiedy paliła na korytarzu.
Z powodu gorejącej machorki. Zatykało dech.
Podobna była do parowozu.
Z powodu kłębów dymu i kapelusza na głowie.
Średniego wzrostu. Owalna twarz. Współczujące oczy.
Zatroskane.
Kopcąc skręta obracała głowę na prawo i na lewo
Wyszukując ofiarę do dyskusji. Zwykle padało na mnie.
Byłem w pobliżu, Czekałem na te dyskusje.
W siódmej klasie kupiłem historię filozofii.
Pewnie pod ich wpływem. Parowóz ruszał w moją stronę.
Udawałem, że stoję jak słup soli, czekając na tortury.
Nie dawała się zwieść.
Zawsze to samo: Chcesz cukierka...?
Z kieszeni, a w niej też trzymała machorkę,
Wydobywała kolorowy szklak. Otrzepywała
z okruchów tabaki. Pocierała o poły marynarki.
Wręczała trzymając szklak w palcach.
Kanony higieny naruszała u podstaw.
Wkładałem do ust przesiąknięty smakiem tabaki cukierek,
A z kłębów dymu ledwie prześwitywała Jej twarz.
Wyglądała jak duch.
Gorejąca machorka szczypała w oczy.
Dzwonek. Parowóz odjeżdżał. Chwytałem łapczywie
resztki świeżego powietrza.
Wracałem do życia.
W ciepłe dnie Pani Profesor paliła na dworze.
Nie była podobna do parowozu.
Chcesz cukierka…? Rytuał się powtarzał...
Ciągnęła dalej przerwany temat.
Bardziej słuchała niż mówiła. Wciągała do dyskusji.
Pytała o zdanie. Wiedziała więcej, dużo więcej niż to co
było w programie nauczania. Szanowała odrębne zdanie.
Przestrzegała.
N i e c h l a p j ę z o r e m...
Mówiła wiersze. Rozumiała ich rytm i zamysł.
Mówiła naturalnie, na pozór obojętnie.
Mówiła i głos zanikał...
Litewskie pola zakwitały gryką, jak śnieg biała.
Rejent i Asesor wiedli swoje spory.
Jankiel grał swój nieśmiertelny koncert.
Od stepów Akermana ciągnęło goryczą bylin...
Tęskniłem za stepami Akermana...
To już było w gimnazjum. Za placem sportowym mały park.
Pani Profesor jak zwykle kopciła. Zapach dymu inny.
Pewnie do machorki dodała znanych tylko Jej
wonnych korzeni.
Zaczęła mówić :
„Dwunastu braci wierząc w sny
zbadało mur od marzeń strony,
a poza murem płakał głos,
dziewczęcy głos zaprzepaszczony.
I pokochali głosu dźwięk i chętny domysł o dziewczynie.
Zgadywali kształty ust po tym, jak śpiew od żalu ginie…”
To nie był wiersz Mickiewicza. To nie były sonety krymskie.
Takich słów jeszcze nie słyszałem. Przejmujących.
Był to wiersz Leśmiana o Dziewczynie.
Mówiła dla mnie. Swego ucznia.
Pewnie doszła do wniosku, że nadszedł czas wtajemniczenia.
W programie nauczania takich wierszy nie było.
A. T
Pięknie piszesz, A.T.
OdpowiedzUsuńPrzeniosłam się w strony, które wspominasz .
Pozdrawiam:)